poniedziałek, 27 lutego 2017

Candy z Magiczną Kartką

Biorę udział w świetnym candy na blogu Avaler. Przepiękne papiery są do wygrania!




Sowa

Kolejny obrazek. Nadal wybieram niewielkie rozmiary, bo nie wiem, czy i jak poradzę sobie z większymi. Ten ma 20x30 cm, a już się nie mieści na biurku. Idą do mnie sporo większe i naprawdę nie wiem, jak je wyklejać. Zwłaszcza że po naklejeniu 2-3 kolorów obrazek nie jest już elastyczny i nie da się go lekko zgiąć na dole, w tym miejscu, gdzie zwisa z biurka, a przecież trzeba się nad nim pochylić.



Sóweczka wyszła ślicznie. Na obrazkach nierealistycznych - na rysunkach, kreskówkach - pikseloza jest zawsze mniejsza. Ale jeśli chcecie wykleić prawdziwe zdjęcie, zawsze, ale to zawsze, wybierajcie duże rozmiary. Najlepiej żeby krótszy bok miał min. 50 cm. A lepiej, żeby miał więcej. Im większy rozmiar, tym lepiej wychodzi.



Te białe kropki to nie białe kryształki, to odbicia światła. W realu ich nie ma. W realu pięknie się błyszczy, bez tego białego. ;)

Sówka miała kryształki okrągłe. Nie lubię ich aż tak bardzo jak kwadratowe. Są mniejsze niż kwadratowe, więc prześwituje spod nich tło. A co gorsza - w wielu miejscach wystają spod nich fragmenty symboli! I tego już niestety nie toleruję. Nie wiem, czy jeszcze jakieś okrągłe zamówię, i tak 2 okrągłe do mnie idą. Zresztą nie wiem, od czego to zależy. Na jelonku też były okrągłe, a jednak nic nie prześwituje i nie wystaje, czyli da się to jednak zrobić dobrze.

Jeszcze jedną rzecz chciałam Wam pokazać. Przy wielkości 20x30 ból nasila się już znacznie. Ma się siłę, żeby robić dalej, ale ból nasila hipotonię, więc ręka już po prostu wypuszcza długopisik z uchwytu. Uchwyt jest zbyt wiotki. Znalazłam na to sposób. Przy sowie pomogła mi nakładka (też z ali). Nie wiem, jak długo by to działało, zmniejszając hipotonię i ból, bo skończyłam obrazek, ale przy następnych też na pewno będę używać nakładki.




niedziela, 26 lutego 2017

TUSAL 2017

Niewiele przybyło w słoiczku. W tym miesiącu wyhaftowałam jedynie sniegurka. Zajęło mi to dużo czasu. Haft koralikowy jest znacznie bardziej czasochłonny niż krzyżykowy. W słoiczku pojawiła się jedynie poplątana biała nitka i kilka koralików, których nie dało się wyjąć z supłów - a te na nitce koralikowej tworzą się chyba jeszcze częściej niż na mulinie.

Wczoraj chciałam zacząć nowy haft krzyżykowy, ale zniechęciło mnie już samo rozdzielanie nitek. Nitki muliny tak się suplą, że wiele muliny odchodzi. Nie wiem, czy mi jej wystarczy na haft w takim układzie. Macie jakieś sposoby na to, żeby się nie supliła? No chociaż przy rozdzielaniu...

Do słoiczka trafiło sporo tej czarnej muliny, której nie dało się rozdzielić.



piątek, 24 lutego 2017

Sniegurek

Skończyłam ptaszka. Niesamowicie mnie wciągnął ten rodzaj haftu, zwłaszcza że tu od razu widać efekt. Jak koraliki układają się równo, to aż się chce robić dalej. Ale łatwo nie jest. Bez propriocepcji nie wiadomo, gdzie od spodu wbić igłę, więc musiałam na to znaleźć jakiś sposób. No i znalazłam, nie wbijam od spodu. Tzn. nie przewlekam całej igły na spód. Wbijam jedynie ok. 1,5-2 mm i od razu wbijam ją z powrotem. WIDZĘ, na ile wbijam igłę od wierzchu, więc wiem, że to akurat jest odległość między jedną a drugą kropką na wierzchu.

Niestety pojawił się inny problem - dystonia. Wcześniej nie była aż tak widoczna i przeszkadzająca. Teraz im dłużej haftuję, tym bardziej drży mi ręka. Wyobraźcie sobie taki precyzyjny haft robiony z parkinsonem. No właśnie, a ja nie mam wyboru. Do tego wiele ruchów mimowolnych jest dość dużych, a wszystkie są ogromnie silne. Ręka np. nagle mi odskakuje i jest to mocne, silne machnięcie, jak w zespole Tourette'a (który zresztą też jest objawem 6a!). Ręka odskakuje i np. wbija mi z całą siłą igłę aż do kości. Wiecie, jaki to ból? Igłą tępą można się najwyżej pokaleczyć, igłą ostrą można sobie zrobić dużą krzywdę. A w 6a nawet maleńkie rany goją się trudno, często powodują zakażenia i powikłania, a zawsze ból. Ból, który jest w 6a najsilniejszy, a do tego znacznie nasilony mastocytozą.

Dystonia okazała się największym problemem przy tym hafcie, powodującym najwięcej zranień i bólu. Raz z całej siły przejechałam sobie ostrzem nożyczek od spodu kciuka i przez kilka dni w ogóle nie mogłam haftować (ani pisać :)).

Nie mam tamborka, robótkę trzymam w rękach, i to jeszcze tak, żeby widzieć oznaczenia kolorów, więc teraz mam harmonijkę. Ale atłas ładnie się sam rozprostowuje, jak leży przez jakiś czas na płasko.


Wyszło tak:



Mam jeszcze 4 mniejsze ptaszki do wyhaftowania, ale wczoraj zaczęłam z kolei wyklejać kryształkami sówkę. Płodozmian dobrze mi robi.

BTW, sniegurek to gil. Nie wygląda na gila ten ptaszek, prawda? Gile chyba nie mają niebieskich piórek?


środa, 22 lutego 2017

Kolejne wielkanocne

Te kartki robiłam długo. Bardzo długo. Paper piecing (robiłam go po raz pierwszy) jest bardzo czasochłonny, podobnie wycinanie wąsów zajączka i gałązek. Nie wiem, czy za rok zdecyduję się na robienie ich znowu. Jeśli jeszcze będę na świecie, to w gorszym stanie niż w tym roku, więc pewnie nie. Ale w tym roku wpakowałam się w to, nie wiedząc za dokładnie, co robię. ;)

Stempel przyszedł kilka dni temu i mogłam wreszcie dorobić banerki z napisem. Więc takie mam karteczki w tym roku. Można je nabyć na Allegro. :)









Karteczki są już na Allegro, zapraszam!


wtorek, 21 lutego 2017

Moja nagroda od Kwiatu Dolnośląskiego

Pamiętacie moją pierwszą nagrodę za wpis w smashu o Dziadkach? Dotarła do mnie już kilka dni temu, ale najpierw miałam kilka dni wyciętych z życiorysu (hipersomnia trwała prawie 3 dni), a potem ciągle było ciemno, nawet w południe, więc nie miałam jak zrobić zdjęć. Dziś się udało. Nie są najlepsze, no bo jakie mogą być zdjęcia robione telefono-ziemniakiem? Ale są!

Nagroda cudowna, nie spodziewałam się! Listonosz przyniósł mi dużą paczuszkę! Tak się stało, bo dziewczyny postanowiły dołączyć własne prace do wystawienia na moich aukcjach allegro charytatywnie. Prace naprawdę przepiękne! Uznałam, że muszę je pokazać światu, nie tylko na allegro. Więc niżej zobaczycie dużo zdjęć...









Album muszę koniecznie pokazać w środku!










Ten właśnie album, kartki oraz wieszaczek na klucze możecie kupić tutaj: klik. Dzięki dobrej woli, sercu i empatii dziewczyn dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na ratowanie mojego zdrowia i życia. Zapraszam!

Więcej pięknych prac możecie zobaczyć tutaj.


poniedziałek, 20 lutego 2017

Cudne wykrojniki

Istnieje polska grupa, na której powstają wykrojniki. W drodze głosowania wybiera się motyw, który scraperkom najbardziej odpowiada, jedna zdolna dusza projektuje i rysuje ten motyw, a potem wysyła do majfrienda na ali. Majfriend produkuje wykrojniki według rysunku zdolnej duszy. Z tą współpracą dużo zachodu i dziewczyna się napracuje, a wszystko to robi z dobrej woli, nic na tym nie zarabiając. Zarabia majfriend, a my mamy piękne wykrojniki. Linki, które tu zaraz podam, są prawdziwe, sprawdzone, dziewczyny już dostały wykrojniki i je przetestowały. Ja też zamierzam kilka zamówić. Dostałam pozwolenie, żeby napisać o tym na blogu, bo wykrojniki są dla wszystkich i nawet lepiej, jeśli więcej osób je kupi, bo sprzedawcy chętniej będą współpracować. A w planach kolejne piękne wzory!

Tu kilka pierwszych:

Komunijne. Kilka różnych wzorów. Nie zrażajcie się, że to są obrazki. Wykrojniki istnieją naprawdę i można je już zamawiać.

Komunijne 2.

Ażurowe 7 cm. Wycina się wzór, ale nie wycinają się krawędzie - można te wzory wyciąć np. na kartce!

Ażurowe 11 cm.

Serduszko i motylek

Te ostatnie podobają mi się najbardziej - są prześliczne!



W planach są kolejne wzory. Ja akurat nie używam komunijnych, ale warto o nich wspomnieć, bo na ali innych komunijnych w ogóle nie ma! Takich ażurowych do wycinania tła też nie widziałam, a są niesamowite. Zachęcam do zakupów.

***Nie, nikt mi za reklamę nie płaci. Trafiłam na tę grupę kilka dni temu, spodobała mi się i uznałam, że warto napisać o tej inicjatywie.***


Edit 10.03: Są nowe, duże aparaty w 3 wariantach. ;)


niedziela, 19 lutego 2017

Podróżujące pocztówki

Jakiś czas temu obejrzałam ten oto filmik:


Zachwyciłam się ideą! Kiedyś, kiedyś, kiedy jeszcze nie było Internetu, po świecie podróżowały takie maleńkie książeczki, do których wpisywało się swój adres. Można było coś wkleić, napisać o sobie albo odpowiadało się na pytania właściciela książeczki. Nazywało się to fb - Friendship Book. Każdy, kto otrzymywał fb, mógł sobie wybrać z niej kogoś, z kim chciał korespondować. A kiedy fb się zapełniało, ostatnia osoba wysyłała ją właścicielowi.

Potem pojawił się postcrossing. To coś trochę innego, bo tutaj kartka trafia do adresata i nie wraca do nadawcy. Adresatowi, którego się wylosuje, wysyła się taką kartkę, jaką lubi - kryteria można znaleźć na stronie tej osoby. 

Travelling postcards to jakby połączenie jednego i drugiego. Niektóre osoby nadal wysyłają fb, większość jednak wysyła kartki. Kolejne osoby je zapełniają, a ostatnia odsyła do właściciela. Jest to o tyle fajne, że każdy może wybrać kartkę, jaką chce dostać - ja mam zamiar wysłać jedną ze szczurem, z moim Housiem. ;)

Zasady można znaleźć tutaj. Linka do grupy nie podaję, bo zapisy są przez maila spod filmiku, a wiem, że nie ma naboru nowych członków do marca. Jeśli się ma znajomych dookoła świata, to grupa nie jest potrzebna. Ja nie mam, więc będę swoje kartki wrzucać na grupę i tam szukać chętnych. Poza tym grupa jest bezpieczna, monitoruje się każdą kartkę, wiadomo dokładnie, gdzie w danym momencie jest. A poza tym tam można liczyć na różnorodność krajów z całego świata, ja np. nie chcę mieć na kartkach ciągle tych samych. Wolę, jeśli każdy jest inny. Ale wiem, że niektórzy wysyłają kartki w podróż tylko po własnym kraju. ;)

Miło jest brać udział w projektach innych osób. Bo gdyby wszyscy tylko chcieli wysyłać swoje kartki, ale nie wpisywać się do cudzych, to idea szybko by upadła. Można jednak zastrzec, że się nie wysyła np. do USA, bo to za drogo kosztuje. Ale nikt tego nie liczy i liczba udziałów w cudzym projekcie nie musi się równać liczbie własnych kartek.

A to moje pierwsze 4:



Karteczki wysyłamy zawsze w kopertach, inaczej miejsca na odwrocie nie wystarczy na zbyt wiele podróży. Do kartek można dołączyć some goodies. Jeszcze nie za bardzo wiem, co by to mogło być poza zakładkami, naklejkami czy innymi kartkami.


czwartek, 16 lutego 2017

Prima dolls

Wczoraj zrobiłam pierwsze w życiu Prima dolls. Mam te stemple od bardzo dawna, ale jakoś nie miałam chęci się za nie zabrać. Ochota przyszła wczoraj. I wsiąkłam! Roboty z tym dużo, największy problem mam z wycinaniem włosów i tych przestrzeni pomiędzy rękami, bo to trzeba robić skalpelem, więc dyslokuje. Nie wszystko mi też wychodzi tak, jak bym chciała. Ale spodobało mi się to na tyle, że chyba wydziergam kilka niewymiarowych kartek.

Kozaczki wyszły niebieskie... właściwie nie wiem dlaczego, bo puder do embossingu był przezroczysty, więc powinny być białe. Niestety pisak do embossingu zostawił taki dziwny niebieski ślad, który nie stracił koloru, nie zmienił się w przezroczysty. To duża wada. Tutaj to jeszcze nie jest problem, bo niebieskie kozaczki pasują, ale co zrobię, kiedy będę embossować białe tło? Czy inne pisaki też tak barwią puder?

Nie udało mi się zrobić ani jednego zdjęcia, które odpowiadałoby rzeczywistości, światło jest nadal zimowo-do-kitu. :(





Jestem zakochana w tych laleczkach chyba jeszcze bardziej niż w laleczkach Santoro. Marzy mi się je skompletować, łącznie z panami i psem. ;) I to marzenie nawet nie jest niemożliwe, bo te stemple kosztuję po 30-40 zł, więc sukcesywnie może je skompletuję. Jedna jest już w drodze. Taka z dużą suknią, bo mam pomysł, jak z niej zrobić shaker card. Tak, mam teraz fazę na shaker cards, zrobiłam ich ostatnio 7, a kolejnych 9 w drodze. ;)

A kolejna laleczka pewnie będzie halloweenowa.

środa, 15 lutego 2017

Haft koralikowy - początki

To już trzeci rodzaj haftu, jakiego postanowiłam spróbować, i bardziej mi się podoba niż wstążeczkowy, mimo że jest bardzo, bardzo, bardzo trudny.

Niestety nie jest to haft stworzony dla osób niepełnosprawnych. Wymaga praktycznie wszystkich umiejętności, których osoba z EDS6a nie ma.

1. Akomodacja oka. Przy tym hafcie można mieć wadę wzorku, nawet dużą, bo można do niego z powodzeniem używać lupy nagłownej, jaką pokazywałam we wcześniejszych postach. Osobom niedowidzącym lupa pomaga widzieć, co haftują, i to wystarcza. Niestety w 6a największym problemem ocznym jest nie wada wzorku (choć te mogą być naprawdę duże), a deficyt akomodacji. Po kilku minutach, nawet mimo lupy i okularów, już się po prostu nie widzi ani nitki, ani igły, ani - co najgorsze - symboli na atłasie (tu haftuje się nie na kanwie, a na atłasie właśnie). Nie jest się w stanie tej cieniuteńkiej igły nawlec - nie widzi się uszka ani końcówki nitki, która mimo że jest cieniutka, rozdwaja i roztraja się.



2. Wiotkość palców, ręki. To duży problem. Atłasu nie można nałożyć a tamborek, bo się pognie, a ja nie mogę używać żelazka (tak, to też cecha 6a, a dokładniej ZA). Igła jest wyjątkowo cieniutka, bo musi się dać na nią nawlekać malutkie koraliki, więc bardzo trudno ją utrzymać w palcach. Palce się z niej ześlizgują. Można się nią pokaleczyć - i to nie tą ostrą stroną, tylko stroną z uszkiem. Kiedy się wyślizguje z palców, często trafia pod paznokieć, a to boli. Kaleczy się opuszki, wciskają igłę, naciskając na tę tępą część, żeby weszła w atłas (ten sam problem co przy innych haftach).

Tu mam wskazówkę. Polecam długie igły. Są znacznie wygodniejsze od krótkich. Większa długość wystaje z atłasu, więc łatwiej ją złapać w palce i pociągnąć. Z krótką igłą miałam duży problem z tym. BTW, igły do koralików bardzo łatwo się wyginają. To normalne, nie należy się tym przejmować, dopóki da się haftować. Te igły także dość często się łamią. Są naprawdę cienkie.



3. Propriocepcja. To największy problem i praktycznie nie do przeskoczenia. Atłas jest nieprzejrzysty, od spodu w ogóle nie widać igły. Nie da się wyczuć, gdzie ma być wbita. Nie da się też podejrzeć, bo od spodu z kolei nie widać nadruku. Z początku jedno wkłucie zajmowało mi ponad minutę, bo próbowałam po kilkadziesiąt razy wkłuć się konkretnie w tę kropkę, w którą powinnam. To nie miało sensu. Nie polecam tej metody, jeśli nie macie propriocepcji. Na jednym z filmików na yt podejrzałam, jak dziewczyna nie przewleka igły pod spód w ogóle. Wbija jedynie sam czubeczek, dosłownie na 2-3 mm, i od razu - bez przeciągania igły i nitki na drugą stronę - wbija ten czubeczek w drugą kropkę od spodu - tam, gdzie igła ma wyjść. 2-3 mm można odmierzyć na oko od wierzchu, bo to niewielka odległość, a poza tym za każdym razem jest taka sama, więc działa wprawa. ;)

Drugą ręką trzeba przytrzymywać nitkę podczas przeciągania, bo plącze się jak mulina.

A jak w ogóle zacząć?

W Internecie można zamówić gotowe zestawy do haftu koralikowego. Ja taki właśnie mam. W jego skład wchodzi atłas z nadrukowanym obrazkiem, nitka, igła i posortowane koraliki. Minusem jest to, że takich zestawów nie ma dużo, wybór jest naprawdę mizerny. Po pierwsze, jest masa wzorów kościelnych, po drugie, to są same duże wzory, nie ma nic, czego można by użyć do kartek. Ten ptaszek nie zmieści się nawet do smasha. Kupiłam też zestaw 4 ptaszków, nieco mniejszych, które po wycięciu może uda się wstawić na kartki, ale to był jedyny tak mały wzór. Żadnych wzorów nie znalazłam też na ali. Moim zdaniem, minusem jest też to, że większość to nie full drill. Haftuje się tylko część wzoru, a reszta jest nadrukowana. To niestety wygląda tandetnie i kiczowato, ja takiego stylu nie lubię. Chociaż muszę przyznać, że prace dziewczyn z grupy robią ogromne wrażenie i mam nadzieję, że kiedyś też będę tak dobra. Ale jeśli ktoś zna jakieś źródło bogate w ciekawe wzory/zestawy haftu koralikowego, to bardzo proszę o cynk.

Koraliki dostałam w woreczkach strunowych, więc od razu je przesypałam do pudełeczka z ali.


Polecam właśnie te podłużne, nie te okrągłe, niebieskie. Okrągłe są głębokie i bardzo niewygodnie z nich wyjmować koraliki, natomiast te podłużne są idealne (ale traci się przy nich paznokcie niestety). Przydaje się też długa igła, którą się wygodniej nabiera koraliki niż tą krótką. Warto mieć kilka pudełek, ten malutki obrazek to aż 25 kolorów koralików!

Zdjęcie nie jest do góry nogami. Ja właśnie tak trzymam atłas, kiedy haftuję. Haftuję od prawej do lewej (inaczej niż krzyżykami), a że zaczęłam od czubka głowy, to tak wyszło.

Zaczynamy w ten sposób, że robimy supełek na końcu nitki. Niektórzy na tym poprzestają, ale ja tak się boję, że mi się spruje, że stosuję dwie metody jednocześnie. Poza supełkiem przeszywam jeszcze nitkę kilka razy, to i tak zakryją potem koraliki. Zakańczam tak samo, przeszywam nitkę kilka razy.

Ponieważ nie jestem w stanie haftować w przeciwnym kierunku, po dojściu do końca rzędu znowu przeszywam nitkę, chowając ją między koralikami, i wychodzę na początku kolejnego rzędu.

Haftuje się łatwo. Właściwie jest to haft półkrzyżykowy, z tą różnicą, że za każdym razem nawleka się koralik.

Na szczęście w tym hafcie nie potrzeba cierpliwości, z niczym się nie czeka ani nie użera. Robi się koralik po koraliku i od razu widać efekty. Idzie wolniej niż z haftem krzyżykowym, ale bardziej wciąga.

***
Biorę udział w Candy EKO-DECO! :)



Biorę też udział w Candy 1000!



sobota, 11 lutego 2017

Czaszunia

Dawno temu czytałam badania na temat tego, jak kolorowanie wpływa na demencję. Otóż wiadomo, że najbardziej spowalnia demencję wcale nie czytanie i nie krzyżówki, tylko kolorowanie. Nie każde kolorowanie - jedynie kolorowanie po numerach. Chodzi dokładnie o obrysowywanie elementów - to właśnie ono ma dobroczynny wpływ na demencję. Kolorowanki po numerach są też jedynymi dostosowanymi dla nisko funkcjonujących osób ze spektrum autyzmu. Są to po prostu kolorowanki stworzone dla mnie. ;)

Jakiś czas nie kolorowałam w ogóle i po dłuższej przerwie okazało się, że drastycznie zmniejszyły się moje możliwości obrysowywania elementów. Nie jestem już w stanie dokładnie tego robić. Nie wiem, czy nasiliła się wiotkość, hipotonia, dystonia czy demencja, pewnie wszystko jednocześnie, bo jednak EDS6a to choroba postępująca. Ale mocno mnie to przybiło. Bo to jednak była bardzo prosta kolorowanka, a jednak mnie przerosła. Nie umiem już narysować prostej linii, nawet jeśli ma ona zaledwie 1 centymetr. Zresztą sami zobaczcie efekty.


No ale cóż, będę próbować dalej, nie mam wyjścia, bo co innego mogłabym zrobić, położyć się i czekać na śmierć?

Obrazek pochodzi z kolorowanki "Kolorowe wyzwanie".


piątek, 10 lutego 2017

Szczurek

To ostatni obrazek kryształkowy - na razie nie mam nic więcej do wyklejenia i szkoda mi bardzo. ;) Jednocześnie największy z dotychczasowych, chociaż nadal malutki.



Wiecie, co jest dziwne? To, że ja nie mam w ogóle cierpliwości, a jednak tutaj jej w ogóle nie potrzeba! Małe obrazki można wyklejać kolorami. Wybieram jeden z torebki na chybił trafił, wysypuję na tackę i wyklejam, jadąc rzędami w poziomie. Odklejam tę wierzchnią płachtę, a potem przeklejam ją o jeden rząd. To pomaga mi w tym, żeby nie przeoczyć jakiegoś pola. To i tak się zdarza, ale bardzo rzadko. 

Płachtę naklejam też dlatego, że jeśli tego nie zrobię, to przy wyklejaniu co i rusz dotykam ręką kleju na obrazku, a to oczywiście zdziera mi skórę, powodując ból. W EDS6a nawet takie niewielkie ranki nie chcą się goić. Gdybym nie zaklejała tego kleju, za chwilę miałabym trudno gojącą się ranę do mięska, a przy niskiej odporności jeszcze pewnie wdałoby się zakażenie. Nawet tak niby bezpieczne zajęcia w EDS6a są zagrażające.