I u typowego aspiego rzeczywiście tak by było. Ale jestem aspim z EDS6a.
Sutasz to coś, co potrzebuje nieprawdopodobnej sprawności rąk. Nigdy w życiu nie robiłam niczego tak nieprawdopodobnie wymagającego sprawnych rąk.
Jak już lekko zszedł szok z tego powodu, uświadomiłam sobie, że nie należy słuchać "dobrych rad" środowiska koralikowo-sutaszowego, bo te rady nie są dobre. W komplecie dostałam beznadziejną igłę i jeszcze gorsze nici. Igła natychmiast mi się złamała, a nici ani przez pół sekundy nie były proste, tylko od początku skręcone w sprężynę, totalnie nie do użytku.
Przy najbliższej sposobności igłę zamieniłam na długą, a nici na te do haftu koralikowego. I dopiero wtedy zaczęło się robić w miarę normalnie i mogłam zacząć obmyślać, jak obejść wiotkość i dyslokacje.
Otóż sutasz to takie coś, co nie pozwala wyciągać igły ręką. Jak chcecie igłę przewlec na drugą stronę sznurków, to wbijacie ją, a potem - uwaga! - po drugiej stronie wyciągacie ją obcęgami. Takimi normalnymi, jak do robót budowlanych. O tym mnie nikt nie uprzedził, więc piszę dla innych początkujących, bo to kolejna dziedzina craftowa, w której instruktaże są wyjątkowo ukryte i niedostępne. Nie wiem - z zazdrości, że ktoś może przerosnąć mistrza?
Tak więc na początek zaopatrujemy się w:
1. obcęgi metalowe do wyciągania igły
2. długą (absolutnie nie krótką!) igłę do haftu koralikowego
3. nici do haftu koralikowego (nie to coś, co da Wam sklep)
4. wybrany zestaw do sutaszu
Ja miałam zestaw z Inspirello. To naprawdę kapitalna sprawa, bo zestaw idzie w parze z tutorialem. Minus - większości zestawów nie ma w sprzedaży, a poza Inspirello nie znalazłam ich już nigdzie więcej.
Warto najpierw obejrzeć taki tutorial kilka razy i zapamiętać, co jak się robi. Jest wtedy łatwiej, mimo że i tak się szyje, oglądając film i pauzując go.
Mnie filmik z Inspirello nie wystarczał. Ma złą perspektywę - nie taką, w jakiej ja widzę ręce, robiąc wisiorek. Dla osoby ze spektrum ZA perspektywa to podstawa - musi być taka sama. Obejrzałam więc kilka innych filmów w dobrej perspektywie i dzięki temu wiedziałam, o czym jest mowa w filmie Inspirello. To mi ułatwiało robienie wszystkiego krok po kroku. Wielu rzeczy tutorial nie wyjaśnia. Nie wyjaśnia np., jak podszywać sznurki na lewej stronie, jak wszywać te małe turkusowe koraliki (sama musiałam wpaść na to, że one są obok siebie w poziomie, a nie w pionie!), jak doszyć oczko do przewlekania łańcuszka. Musiałam to odkryć sama, szyjąc i prując. ;)
Jeśli chodzi o sznurki, to trzeba je na lewej stronie zszyć tak jak te na samym początku, ściegiem fastrygowym. Tej fastrygi potem na sznurku nie widać - na początku mnie to nurtowało. Sznurki niby układa się tak, żeby splot szedł w jedną stronę, ale ja nie widziałam w splocie totalnie żadnej różnicy, wszystko jedno, jak leci, jest tak samo - a w dodatku tak się mieni, że nie da się tego splotu zobaczyć. Więc układałam sznurki w ciemno - naprawdę nie da się tego zrobić świadomie. Serio, kierunku splotu nie widać, bo światło się odbija od sznurka i świeci w oczy.
Sznurki na lewej stronie warto zszyć ze sobą, bo po odcięciu nadmiaru siepią się.
Nie miałam kleju do butów, więc podkleiłam filc klejem silikonowym. Też się sprawdza. Na filcu odrysowałam kształt wisiorka, wycięłam, ścięłam lekko brzegi, żeby nie wystawały, i podkleiłam pod wisiorek. Musiałam np. pochować różne pętelki, jakie się robiły z posuplonej nitki, zanim ją zamieniłam na koralikową.
Strasznie deprymuje to, że te turkusowe koraliki są nierównej wielkości i to widać. Wygląda, jakbym je krzywo przyszyła.
Ja jeszcze pokryłam wisiorek impregnatem do ubrań. Mam w kuchni pod stołem karton do mediów i w nim chlapię, pryskam itd. Więc tam spryskałam wisiorek po obu stronach. Uważajcie, kiedy będziecie to robić, zapach impregnatu jest świetny, ale niebezpieczny!
Generalnie powiem Wam, że już rozumiem, dlaczego sutasz tyle kosztuje. Odechciało mi się go kupować dawno temu, kiedy się dowiedziałam, jak jest robiony, ile to miętolenia w rękach. A potem przecież się tego już nie pierze. Jako aspie nie wyobrażam sobie dotykania czegoś przesiąkniętego cudzym potem, więc musiałam się sama nauczyć to robić, skoro chciałam mieć, prawda? I jak widać, nawet w EDS6a oglądanie tutoriali wystarczy, żeby nauczyć się coś robić. Wychodzi za pierwszym razem. Jeszcze nie idealnie, ale wystarczy, żebym sama ten wisiorek założyła i nosiła. I to mnie cieszy, to podbudowuje, mimo horrendalnego wysiłku i bólu włożonego w robociznę. No bo naprawdę - materiały do tego wisiorka kosztowały ok. 24 zł (+ wysyłka), ale robocizny nie da się wycenić w przypadku osoby z EDS6a. Wyczytałam, że rękodzielnicy biorą stawkę godzinową po prostu. Najniższa krajowa stawka godzinowa to 12 zł. Wisiorek robiłam 5h. Czyli 24 (materiały) + 12x5 (robocizna) = 84 zł. IMHO lekka przesada, nawet gdybym już miała wprawę i zrobiła ten wisiorek idealnie. No ale. +100 do ego. :D
Czyli wciągnęłam się i jest to kolejna rzecz, którą będę robić. Tylko problem: gdzie teraz kupię kolejne zestawy do biżuterii?
***
Candy u Hanulka! Z okazji wiosny i 700. posta ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze! Wiele dla mnie znaczą! <3 Komentarze na blogu to dla mnie jak powrót do naszej wielkiej blogowej rodziny, do tego, jak to było jeszcze kilkanaście lat temu, przed fb, kiedy blogi żyły i to tu toczyło się życie blogowe. Fajnie jest to znowu czuć. :)
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję!