czwartek, 25 lipca 2019

3 kwiatowe kartki na wyzwania

Wreszcie udało mi się dziś skończyć pozostałe prace z kwiatkami, do których tła pokazywałam poprzednio. Sposób tworzenia był podobny, z niewielkimi różnicami. Musiałam dorobić zielonych gałązek, bo okazało się, że potrzeba ich 4 razy więcej niż kwiatków. Wykończyłam też drugiego motylka. Używałam tym razem innego drucika, 10 razy cieńszego niż poprzedni, bo mi się wydawało, że taki będzie się lepiej formował. Okazało się, że drucik owszem, lekko się zgina, łatwo się nawija na wykałaczkę i łatwo zdejmuje, ale za to sprężynuje i nie chce utrzymywać kształtu, który mu nadam! Dlatego czułki motyla wyginają się na wszystkie strony i rozkręcają. Ale co mi tam! Skoro nawet AsperGirl przyjęła do wiadomości, że jak jest krzywo, to jest dobrze, to każdy może!


Zapakować ten drucik w stalówkę też łatwo nie było. Ta pętelka co chwilę mi wypadała, więc w końcu przewlekłam ją przez dziurkę za pomocą muliny. Jak tylko to zrobiłam, natychmiast miałam ochotę zawiązać supełek i nawlec na tę mulinę jakieś koraliki. Nie wykluczam, że następnym razem to zrobię! :D


W pozostałych 2 kartkach zamiast motylka dodałam napisy na tle papierków wydartych ze starej książki. Całość przykręciłam do kartek za pomocą ćwieków w kształcie śrubek. Co? Że krzywo? No krzywo! Deal with it! :D




Przy kolorowaniu gałązek bardzo się starałam, żeby się nie porwały, ale i tak się to kilka razy stało. Nie obejdzie się jednak bez papieru o większej gramaturze. Zwykły wizytówkowy nie daje rady w najcieńszych miejscach. Polecicie mi jakiś mocny papier? Byłoby idealnie, gdyby był fakturowany, ale jeśli będzie gładki, to też OK. Mam ochotę ponakładać na te gałązki pastę piaskową następnym razem, więc papier musi być mocny.




Dlaczego telefon, który kręci filmiki z kolorami niemal idealnie takimi samymi jak w realu, jednocześnie robi takie złe zdjęcia i tak przekłamuje, zlewa, a często i przepala na nich kolory? Najdziwniejsze jest to, że każde zdjęcie jest nieostre w okolicach białego napisu, nawet jeśli reszta zdjęcia jest OK! A zrobienie zdjęcia, na którym wszystkie 4 prace byłyby jednakowo ostre i w jednakowych kolorach, graniczy z cudem! W tym przypadku okazało się to niemożliwe. Jednocześnie filmik, na którym wszystkie 4 prace  byłyby jednakowo ostre i w jednakowych kolorach, nie był żadnym problemem dla telefonu. Filmik też najlepiej oddaje to, jak kwiaty wyodrębniają się z tła. Na zdjęciach wszystko jest zlane i rozmazane. :(



Wrzucam kolaż wszystkich 4 zdjęć, bo wszystkie 4 prace mam zamiar zgłosić do wyzwania z paletą kolorów u Ani. A poniżej jeszcze 4 dowody na to, że wszystkie prace zawierają kropeczki. :)





I jeszcze niesforny motylek z profilu. :) Drucik jest cieniutki, 0.1 mm, ciemnoszary i widać głównie pod światło.



Bardzo rzadko zdarza mi się robić prace specjalnie pod wyzwania, bo to trochę jak robienie na zamówienie, czyli pod wytyczne, a więc to coś, czego w ogóle nie jestem w stanie robić, ale czasami mnie olśni i od razu wiem, co chcę zrobić. Tak było w przypadku tych kwiatkowych prac. Wydaje mi się to tym zabawniejsze, że kwiaty to jest coś zupełnie nie z mojej bajki! Praca z kwiatkami to takie niecodzienne ekstremum, rzadkość, a tu nagle pojawił się kwiatowy pomysł i w dodatku realizowanie go sprawiło mi radość ogromną. Zresztą i prace z wykrojnikami to dla mnie ekstremum i rzadkość. Jakieś tłowe ramki to jeszcze OK, ale żeby scrapki były główną ozdobą pracy - to naprawdę nie pamiętam, kiedy zdarzyło mi się coś takiego! Chyba nigdy! To są kartki spoza mojej strefy komfortu. Pierwszy raz kolorowałam scrapki. Pierwszy raz też użyłam do kartek metalowych elementów innych niż ćwieki i nie zamocowałam ich na gel medium ani żaden klej - w ogóle nie użyłam medium klejącego. Stalówka jest przymocowana do motylka drutem, a do kartki przyklejony jest tylko motylek (kostkami dystansowymi). Ani stalówka, ani drucik nie są niczym przyklejone do kartki. Mimo to ten sposób wydał mi się najstabilniejszy i najbezpieczniejszy. Nie boję się, że kostki się odkleją, a nawet jeśli, to stalówka i drucik i tak będą się trzymać motylka, bo go jakby obejmują, i nie da się ich zdjąć, chyba że niszcząc motylka albo przecinając drucik. Taki mój patent, można korzystać. :)

Chciałam Wam napisać jeszcze jedną rzecz bardzo dla mnie ważną, mimo że ciągle o niej zapominam napisać. Bardzo Wam dziękuję za komentarze! Są dla mnie megaważne i dają mi dużo radości! 


***
Kartki zgłaszam do wyzwań:

1. Wiosna i lato z paletą kolorów - każda praca zawiera co najmniej 3 kolory z palety oraz kropeczki. :)


2. Roślinki u Hubki


(do 25.07)

(do 3.08)

5. Inspiration Picture (letnie kwiaty i kolorystyka pasują idealnie!)
(do 8.08)


(do 13.07)

7. Kartka z książki (zgłaszam kartkę z niebieskim i pomarańczowym kwiatem)
(do 27.07)



poniedziałek, 22 lipca 2019

Kwiatki, czyli Wyjście ze strefy komfortu

Prace z kwiatkami są zawsze najtrudniejsze, wymagają wyjścia ze strefy komfortu, a efekt i tak jest wątpliwy, ale właśnie taki temat - rośliny - Hubka wymyśliła na lipiec, więc nie miałam wyjścia i powstała taka mini praca do mini art journala. Będą jeszcze 3 kartki w tym stylu, ale później. Na razie udało mi się skończyć tylko to.


Na tło nakleiłam porwane paski papieru, żeby stworzyły ramkę, choć potem i tak tego nie było widać. Nałożyłam gesso, a na nie przez maskę pastę pękającą. Ta pasta wyjątkowo ładnie pęka, nawet jeśli się ją nałoży cienką warstwą - nawet tu widać, że popękała na delikatnych i cieniutkich zawijaskach.


Potem wszystko popryskałam mgiełkami. Pryskałam tak długo, aż efekt mnie zadowolił, a potem zajęłam się motylkami. Na nie też nałożyłam gesso, popryskałam mgiełkami, a potem użyłam pasty pękającej, która miała popękać gesso, ale znowu (!!) tego nie zrobiła. Kiedy wyschła, nałożyłam na nią pastę cracle glaze. Ta popękała ładnie, ale znowu - tak samo jak to było przy poprzednim użyciu pasty pękającej gesso - spod mgiełek wylazły białe plamy. Ta pasta, zamiast spękać gesso, robi białe plamy na kolorowym tle. Totalnie bez sensu. Białe plamy popsuły cały efekt!




Nic się nie może zmarnować, więc jeszcze raz popryskałam motylki mgiełkami. Plam nie dało się już zakryć całkowicie, ale teraz wyglądają jak zamierzone. ;>

Zajęłam się w końcu kwiatkami. Wycinanie nie było aż tak tragiczne, jak się spodziewałam, bo wykrojniki są połączone. Nie rozcinałam ich, tylko tak grupowo wkładałam do maszynki. Bardzo to wygodne w tym przypadku. Kwiatki wycięłam z papieru wizytówkowego i już wiem, że muszę kupić jakiś o większej gramaturze, bo standardowa jest zbyt mała! Barwiłam kwiatki distress markerami i ecolinami w pisakach, pryskając obficie wodą, co powodowało, że kwiatki i listki odrywały się od łodyżek w cienkich miejscach. Przy okazji wyrzuciłam 8 distress markerów! Bo znowu - przestały pisać, mimo że ich nie używałam! To kolejne media, których nie będę już kupować i nie polecam. Tusze distress jakoś działają i też da się nimi mkolorować, więc odpuszczę sobie markery. Nie wiem, co to za durna moda, żeby media stawały się niezdatne do użycia, mimo że się ich nie używało i przechowywało odpowiednio. Markery Ecoline, Clean Color i Karin były przechowywane w tej samej puszce - nota bene to puszka Rangera, specjalnie do przechowywania distress markerów właśnie - i nic im nie dolega. Wyschły wyłącznie distressy! To kolejny bubel tej firmy!

Z kwiatkami było najciężej. Chciałam je utrzymać w kolorystyce jesiennej, jak tło, ale jednocześnie nie chciałam, żeby się z tym tłem zlały. Spróbowałam więc odwrócić proporcje kolorów, a więc na kwiatki nałożyłam te kolory, które na tłach występowały w niewielkiej ilości, ale jednak występowały. Wprowadzenie nowych kolorów trąciłoby pstrokacizną. Tła są brązowe z lekką domieszką kolorów jesiennych - zieleni, fioletu, niebieskiego, więc te kolory dominują na kwiatkach. Jednocześnie tła są w miarę jasne, więc kolory kwiatków wybrałam dość intensywne.


To jest jedno zdjęcie, nie kolaż, zrobione zostało na pufie przy oknie, nie było tam żadnego cienia, a mimo to górne tła wyszły dużo ciemniejsze niż dolne. W rzeczywistości są wszystkie tak samo jasne jak te na dole.

Robienie motylka też nie było najłatwiejsze. Chciałam przykleić do niego stalówkę i drucik, ale gel medium mnie nie przekonywało. Co prawda już kiedyś przyklejałam do pracy metalowe elementy właśnie na gel medium, ale to była praca do smasha, a tu jeden z motylków miał być przyklejony do kartki. Ta, jak wiadomo, jest ciągle ruszana, otwierana, czytana, pewnie i zginana - choćby przez pocztę - więc motylek nie może się odkleić. Tak więc stalówkę przyczepiłam do motylka... drucikiem!


Pod spodem drucik biegnie pod motylkiem. Na kadłubie motyla zrobiłam 2 dziurki - na górze i na dole - i przez nie przewlekłam drucik. Niestety nie polecam Wam grubych drucików. Ten ma ok. 1 mm i wymagał gięcie i przytrzymywania 2 parami cążków do biżuterii. W dodatku dał się nawinąć na wykałaczkę, ale zsunąć z niej już nie, musiałam go odkręcić, dlatego wygląda, jak wygląda. ;) Następnym razem użyję cieńszego drutu.

Kartki pokażę Wam, jak je wreszcie zrobię, a dziś tylko wpis do mini smasha. Kwiatki przykleiłam do bazy magikiem i tylko na dole w strategicznych miejscach, czyli głównie pod motylem. Motyla dokleiłam na kostkach dystansowych - drucik to wymusił, nie dało się przez niego przykleić motyla na płasko (planowałam go wkleić tylko za kadłubek). Kostki (posmarowane dodatkowo także magikiem, żeby trzymały lepiej) umieściłam po obu stronach drucika, czyli w praktyce po obu stronach stalówki. Po jednym rzędzie. Reszta powierzchni skrzydeł nie jest przyklejona. Ponieważ papier wizytówkowy okazał się zbyt cienki, obie główki kwiatków też podkleiłam kostkami - po jednej na kwiatek. Tym sposobem nie przylegają do tła, ale się nie urwą z czasem.













***
Pracę zgłaszam na wyzwania:

1. Rośliny u Hubki


2. Anything Goes
(do 25.07)

3. Dzika natura
(do 10.08)


4. Kwiaty
(do 6.08)


5. Kobieca natura
(do 28.07)


czwartek, 18 lipca 2019

Taniec chiński - kartka dla tancerki

Dziś praca sprzed pół roku, jakoś z początku stycznia, moja pierwsza praca w okresie, kiedy zaczynałam dopiero myśleć o tym, żeby znowu coś robić. Sama notka napisana w lutym. A wrzucam dopiero dziś, na pamiątkę, bo już dłużej nie byłam w stanie znosić braku chronologii (powiedzcie to aspim!). :)

***
Tę kartkę zrobiłam już jakiś czas temu, kiedy dopiero zaczynałam wracać do kartkowania. Jeszcze nie kolorowałam i nie mediowałam, więc wybrałam na tło papier, który wyglądał jak pochlapany farbką, a jednocześnie kolorystycznie pasował do stroju Emilki i... kaczuszki. :> Bardzo lubię to połączenie żółtego i niebieskiego. I to zdjęcie! :D

Emilka tańczy taniec chiński i wiem, że teraz robi to w Warszawie, a także uczy tańca chińskiego, więc gdyby ktoś chciał, mogę zapytać o namiary. Oczywiście to zdjęcie nie jest na poważnie, kaczuszka odejmuje nieco śmiertelnej powagi wprowadzonej cytatem (to ponownie cytat z piosenki Gartha Brooksa "The River"). :) Kartka w zamyśle miała być wspierająca, ale z humorem, i chyba taka właśnie jest.






Najzabawniejsze jest to, że tła docinałam gilotyną, wielką i ciężką, a wygląda, jakbym cięła ręcznie i krzywo. :> 

I telefon robił mi wtedy takie koszmarne zdjęcia, zamglone, więc dziś zrobiłam je jeszcze raz:








***
Kartkę zgłaszam na wyzwania:

1. Anthing Goes
(do 30.07)

2. Słoneczne pozdrowienia
(do 21.07)

(do 28.07)


czwartek, 11 lipca 2019

Monoprinting

Gelli plate mam od dawna, na pewno od co najmniej 2 lat. Dostałam go, kiedy wchodziły na polski rynek. Nie były jeszcze popularne, nie można było dostać kwadratowego, więc mam okrągły. Użyłam go wtedy raz i zniechęciłam się, bo mnie nie wychodzi to tak ładnie jak na filmikach z YT. Kilka dni temu, pod wpływem filmiku Anai, postanowiłam znowu spróbować.


Niestety po wyrzuceniu wszystkich, prócz jednej, farb Dylusions zostało mi tylko takie zestawienie kolorystyczne: jakieś 7 odcieni niebieskiego, 1 zielona, 1 bakłażanowa, 2 brązowe, 1 szara. Czerwona i różowa z lewej strony okazały się za gęste, nie dawało się ich rozsmarować wałkiem na płytce. Zostały niebieskie i brązy. Przygotowałam kilka teł do prostokątnych kartek, kilka zakładek i kilka małych prostokącików, które zostały, więc też postanowiłam je wykorzystać. Oraz kilka kartek z drukarki, na których po prostu czyściłam wałek. Do zabawy użyłam też kilka masek.

No i nie byłam zadowolona...








Przede wszystkim zirytowały mnie puste rogi kartek - tła niestety wystawały z płytki. Czemu ktoś wymyślił tak niewymiarową płytkę - nie wiem. Mnie nie wychodziły takie piękne wzory jak Anai! Farba zaschnięta na płytce nie odklejała się tak ładnie, w ogóle gdzieś znikała albo była niewidoczna. Całe szczęście, że niektóre z farb były metaliczne, więc po wyschnięciu wzory zaczęły wyglądać dużo ładniej pod światło i wreszcie zobaczyłam w nich to coś, co sprawiło, że z radością wrócę do monoprintingu. Oczywiście na zdjęciach tego nie widać, ale widać na filmach!



Dlatego kolejnego dnia wybrałam 2 tła i... tak! Pobawiłam się dodatkowo żelopisami kameleonowymi! Tła zaczęły wyglądać akceptowalnie. Dodałam stemple i napisy i voila! Kartka i wpis do mini art journalu gotowe. :)

1. Kartka.




Na zdjęciu słabo widać kolory, ale zwróćcie uwagę na kolor twarzy dziewczyny i na brązowy kolor kół zębatych w tle. Twarz kolorowałam markerem akrylowym, a koła - farbą akrylową. Każdy produkt z innej firmy, ale obydwa nazywały się Flesh, czyli cielisty. Tymczasem twarz jest żółta, a tło brązowe. Koło cielistości te produkty nawet nie stały. :)

2. Wpis w art journalu.




Nie mogłam wytrzymać i już po napisaniu tej notki i zrobieniu zdjęć obydwa mózgi oraz oczy pociągnęłam cracle medium. Mózgi cudnie popękały!






Kartkę zgłaszam na wyzwania:

1. Dla mężczyzny
(do 30.07)



2. Mechanicznie
(do 4.08)